niedziela, 15 stycznia 2012

Notatki z homilii 13.01.2006

13.01.2006, Warszawa

To uzdrowienie paralityka [Mk 2, 1-12] wywołało zdziwienie wśród ludzi znajdujących się wokół Jezusa, ale prawdopodobnie nie przekonało faryzeuszy i uczonych w Piśmie, którzy byli wzburzeni, gdy Jezus odpuścił grzechy paralitykowi. To wydarzenie miało na celu udowodnić, że Jezus jest Mesjaszem, że jest Boskim Wysłannikiem i to On określa, jak człowiek powinien żyć i zmierzać do upragnionego zbawienia. Stykamy się tu z typową postawą człowieka głęboko wierzącego. Bóg jest wiarygodny dla mnie jeśli czyni coś dla mnie. Stąd zdumienie tych, którzy widzieli cud uzdrowienia.

Jezus wypełnia wszystkie zapowiedzi mesjańskie. Ci, którzy uważają się za wiernych i doskonałych (faryzeusze) – to oni sprawdzają Go przez cały czas i, mimo, że nie znajdują w Jego działaniu błędu, to odrzucają Go. Faryzeusz to ten, który chce mieć władzę nad Bogiem.

Odnieśmy te dwie postawy do nas. Czy Bóg nie jest dla mnie bardziej wiarygodny, gdy coś jest po mojej stronie? Albo czy jest akceptowany, gdy zmienia zasady swego udzielania się, co robi ciągle? Jeśli wierzymy w swoją doskonałość, to musimy Go odrzucać.
Faryzeizm to postawa starszego brata z przypowieści o synu marnotrawnym, który żyjąc z ojcem po prostu go nie zna. Wierzy w swoją doskonałość; że ma wiedzę w dążeniu do Boga i jest wierny. Pycha wiedzy, doskonałość niweluje kontakt z Bogiem, jest komunią z samym sobą. Jest to więc wielkie ostrzeżenie dla każdego z nas.

Sytuacja z paralitykiem ukazuje, jak Bóg chce, abyśmy żyli: zależymy od Niego, wiemy o tym i w pełni to akceptujemy. Takie było życie Izraelitów w okresie Sędziów – nie mieli króla. W wypadku zagrożenia Izraelici uznawali za króla tylko Boga; nie było ziemskiego króla. Ale liczne doświadczenia, znakomite do ich nawrócenia, choć przynoszące cierpienie, zrodziły pragnienie upodobnienia się do innych; takiego widzialnego obrazu, który nie ma trudności pewnej pustki, bo obecność Boga jest pustką i wymaga wiary, szukania.

Czy w naszym życiu duchowym rzeczywiście Bóg jest pierwszy, czy pierwszy jestem ja sam, a może ktoś czy coś? Czy nie potrzebuję przede wszystkim obecności człowieka, który zresztą jest pośrednikiem Boga. Taka jest zresztą struktura Kościoła.
Czy to dzisiejsze słowo pokazuje nam mieliznę naszego poszukiwania Boga, zresztą często nieuniknioną? Przejście przez pustynię, w której wyobrażam sobie, że coś jest Bogiem, jest stale obecne w naszym życiu.
Ten ciągle obecny Bóg, któremu mogę powiedzieć: „Chcę, pragnę Twojej obecności. Potrzebuję Cię”.

Jeśli wynikiem słuchania słowa będzie dzisiaj takie pragnienie, czy też taka decyzja: „Potrzebuję Cię. Wiem, że moja natura dąży do czegoś innego niż Ty; często odkrywam mielizny drogi życia religijnego, ale proszę, wyzwól mnie od tego i prowadź. Ty jesteś wiernym, miłującym mnie, więc mnie prowadź. Chcę tego”, - jeśli ono będzie światłem, które zrodzi ufność do Boga, to będzie to pełnia szczęścia. Wtedy On będzie Oblubieńcem, Drogą i Prawdą mojego życia. Pragnienie Boga może to sprawić.
Amen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz