niedziela, 20 maja 2012

Notatki z Homilii 3.06.2006

Rzym 3.06.2006r.
Wigilia Zesłania Ducha Świętego

Dzisiaj w tym mieście ta wigilia zesłania Ducha Świętego jest czasem ukazania się wiosny rozwoju ruchów. Chciałbym, żebyśmy zobaczyli, jakie jest nasze życie charyzmatem RRN. Żadna odnowa ruchów nie przyniesie owoców, jeśli nie będzie prowadziła do świętości. Jest to jedyne wezwanie – wezwanie do świętości. Nie jest to wezwanie twarde, jest to droga do świętości przez Matkę Bożą, ciągła prośba, aby Jej życie stawało się dla nas. Wtedy to wezwanie do świętości przestaje być niemożliwe.

Pierwsze czytanie z Księgi Ezechiela przedstawia obraz martwych kości, obraz, który odpowiada temu, co z nami, co ze mną się dzieje. Każdy potrzebuje powiewu Ducha Świętego, aby się przemienić, aby obraz martwoty przeminął. Czy widząc ten obraz, widzę siebie? Głównym przesłaniem kongresu ruchów było piękno i realizm. Chodzi o realizm, czyli o prawdę. Prawda o nędzy połączona z miłością Boga nie jest smutna, to złudzenia są smutne. Niemożność przemiany wiąże się z nieuznaniem prawdy o sobie, to, co przed sobą ukrywam jest najbardziej bolesne, bo Bóg, aby mnie ratować, pokazuje mi to gwałtem. Jakie są nasze pragnienia, myśli? Jakie są nasze kalkulacje, wybory naszej woli? To tchnienie Ducha jest nam koniecznie potrzebne.

Drugie czytanie przypomina, że każdy otrzymał pierwsze dary Ducha, które niczego nie gwarantują. Nasze ciało chce wyzwolenia, chce Boga. Dzisiejszej nocy zadać sobie pytanie: czy nadal jest w nas pragnienie świętości? Spełnieniem nie jest przyjazd tutaj, spełnieniem jest posiadanie Boga, zjednoczenie z Nim.
Czy to pragnienie jest we mnie żywe? Jest to pytanie na wagę mojego życia, na wagę mojego zbawienia.
Czy jest w tobie pragnienie świętości wbrew temu, co przeszkadza ci w odnalezieniu Boga?
Czy to jest pragnienie twojego serca, umysłu, woli, czy chcesz Boga? Jest to pytanie na wagę zbawienia i na wagę istnienia Ruchu. Od tego „chcę, pragnę” zależy wszystko.
Czy jest w nas gotowość, aby Pan Bóg nas całkowicie zakwestionował? Musimy postawić się w sytuacji apostołów, którzy strwożeni prosili o Ducha Świętego, byli zagubieni, stracili ludzką nadzieję. Radość przyjęcia Ducha Świętego musi bazować na prawdzie o człowieku, o świecie, muszę pragnąć przyjęcia tej prawdy w takiej mierze, jak Pan Bóg uzna za konieczne – wtedy mój wybór Boga będzie trwały.
Jezus Chrystus jest źródłem wody żywej, On udziela łaski. To oddaje naszą duchowość, bo jest to duchowość łaski, nie nędzy. Bóg zaleje tę odkrytą prawdę, nędzę, swoją łaską, która wszystko przemieni, sprawi, że będę wolny, szczęśliwy.
Jak mogę przyjąć Boga? Jedynym moim pragnieniem powinno być, by mieć Go więcej i ciągle więcej, aby dusza odkryła to, co przynosi szczęście i chciała czerpać z daru łaski.

Chciałbym, żebyście w czasie dzisiejszego czuwania zobaczyli, jakie jest wasze życie, czy Eucharystia jest centrum, czy każdą chwilę odnosicie do mszy świętej? Pan Bóg kocha kształtować nas przez czekanie.
Czy nasze życie jest przeniknięte skruchą i wdzięcznością?
Czy odnoszę swoje życie do Pisma Świętego? Przez te elementy mogę otrzymać wodę żywą, czy są one w nas obecne?
I jeszcze jedno: więź z Kościołem, z Piotrem – nasza duchowość jest całkowicie eklezjalna. Jeśli każdy z nas nawraca się, to ubogaca Kościół, każdy nasz czyn ma wymiar wspólnotowy. Wezwanie do posłania, do misji, do apostolstwa życia wewnętrznego.
Czy rzeczywiście dzielę się z innymi tym zdumiewającym spotkaniem z Bogiem, który mnie kocha?
Czy może jesteśmy cierpiętnikami rozżalonymi na Boga, że zabiera nam oparcia?

Niech to będzie czas obudzenia pragnienia Boga, aby przyniósł wam uwolnienie od siebie i radość bycia w Bogu.

niedziela, 13 maja 2012

Notatki z Konferencji 3/4.06.2006

 3/4.06.2006r., Rzym

Słowa Ojca Świętego z Jasnej Góry, gdzie słowo Jasna Góra zostało zastąpione słowem Rzym: „Jak apostołowie wraz z Maryją „weszli do sali na górze” i tam „trwali jednomyślnie na modlitwie” tak i my dziś zgromadziliśmy się w Rzymie, który w tym momencie jest dla nas „salą na górze”, a Maryja, Matka Pana, jest pośród nas. Ona dzisiaj prowadzi naszą medytację. Ona uczy nas modlitwy. Ona wskazuje nam, jak otwierać umysły i serca na moc przychodzącego do nas Ducha Świętego, którego zaniesiemy całemu światu.”

Uczestniczymy w nocnym czuwaniu oczekując na dary Ducha Świętego, na dary, które zostaną nam udzielone. Tak jak wspomniał papież w swojej Encyklice "Deus caritas est" apostołowie w godzinie Pięćdziesiątnicy będą się cisnąć do Matki Bożej w oczekiwaniu Ducha Świętego. My dziś chcemy być najbliżej Matki Bożej, pod Jej płaszczem, ufając, że to Ona pełna łaski, szczególne narzędzie działania Bożego, obdarzy nas wszelkimi potrzebnymi łaskami, koniecznymi do właściwej dyspozycji serca, by w pełni otworzyć się i przyjąć Ducha Świętego. Modlitwa jest istotą naszego spotkania. By ożywić otwarcie na Maryję sięgnijmy do słów powiedzianych do Juana Diego: Czyż nie jestem przy tobie Ja, twoja Matka?
Czy to nie Ja dzisiaj jestem źródłem twojej radości?
Czy tego dnia nie jesteś ukryty w fałdach mego płaszcza?
Czy dzisiaj jeszcze czegokolwiek innego potrzebujesz?
Jeżeli wierzymy w te słowa, to w Maryi mamy wszystko, aby otworzyć się na dary Ducha Świętego.

Anioł zapowiedział Maryi – Duch Święty zstąpi na Ciebie. Benedykt XVI w czasie homilii na Błoniach w Krakowie ukazał nam istotę wiary, która jest czymś kluczowym w życiu z Bogiem. Matka Boża chce ożywiać w nas Ducha wiary: „Wierzyć to przede wszystkim znaczy uznać za prawdę to, czego do końca nie ogarnia nasz umysł. Trzeba przyjąć to, co Bóg nam objawia o sobie, o nas samych i o otaczającej nas rzeczywistości, także tej niewidzialnej, niepojętej, niewyobrażalnej. Ten akt przyjęcia prawdy objawionej poszerza horyzont naszego poznania i pozwala dotrzeć do tajemnicy, w jakiej zanurzona jest nasza egzystencja. Jednak zgoda na takie ograniczenie możliwości rozumu nie przychodzi łatwo. I tu wiara jawi się w swoim drugim wymiarze: jako zaufanie osobie – nie zwyczajnej osobie, ale Chrystusowi. Ważne jest w co wierzymy, ale jeszcze ważniejsze, komu wierzymy”. Trzeba przyjąć to, co Bóg objawia nam o sobie, o nas samych i o otaczającej rzeczywistości.

Spróbujmy przeanalizować, jak Bóg objawia nam tę prawdę w czasie celebracji Eucharystii. W czasie mszy św. uznajemy, że jesteśmy grzeszni, by móc w niej godnie uczestniczyć. Uznajemy prawdę o naszym grzechu. To grzech sprowadził na nas nieszczęście, gdyby nie szalona miłość Boga, bylibyśmy potępieni. Wcielenie i odkupienie jest wyrazem miłości Boga. Prawda o tej odkupieńczej ofierze uobecnia się w czasie każdej mszy św., i tę prawdę należy widzieć jako coś fundamentalnego w naszym życiu. Oto grzesznik zostaje odkupiony mocą ofiary, jaką za niego składa Syn Boży. Ten sam Chrystus pojawia się na ołtarzu z duszą, ciałem i bóstwem i składa Siebie w ofierze przebłagalnej za nas, składa w ofierze Swoje Ciało chwalebne. Jak wspaniała jest ta prawda o miłości Boga do nas ludzi grzesznych, którzy, gdyby nie zostali odkupieni, byliby potępieni.

W czasie Eucharystii, której zawsze przewodniczy Chrystus w świetle wiary uczestniczą z nami wszyscy aniołowie i święci. Cała egzystencja jest przeniknięta Bożą obecnością. W czasie celebracji Eucharystii w jakimś stopniu uczestniczymy w liturgii niebieskiej, przede wszystkim razem z Jezusem Chrystusem i Najświętszą Maryją Panną. Ważnym elementem jest ten drugi wymiar związany z zawierzeniem się Bogu: „Wierzyć – to znaczy zawierzyć Bogu, powierzyć Mu nasz los. Wierzyć – to znaczy nawiązać głęboko osobistą więź z naszym Stwórcą i Odkupicielem w mocy Ducha Świętego, i uczynić tę więź fundamentem całego życia” (z homilii Benedykta XVI). Kiedy odkrywamy prawdę o Bożej miłości do nas ludzi grzesznych, o Bożej obecności w naszym życiu, to rodzi się naturalna potrzeba wyjścia naprzeciw tej miłości, powierzenia jej naszego życia. W czasie Eucharystii ma miejsce ten niezwykły czas, gdy spotykamy się z naszym Zbawicielem. Kiedy do Niego – Zbawiciela, możemy się zwracać wprost i możemy kształtować w nas głęboko osobistą więź z naszym Stworzycielem i Odkupicielem. Na tyle, na ile otwieramy się na tę więź w Eucharystii, na tyle możemy uczynić ją fundamentem naszego życia.

Matka Boża chce, byśmy ufnie przyjęli Jego zbawczą ofiarę za nas, ufnie powierzyli Mu całe nasze życie, bo tylko On nas kocha i to On posyła dzisiejszej nocy Ducha Świętego po to, byśmy umocnieni Jego łaską otworzyli się naprawdę, byśmy umocnieni Duchem Świętym budowali głęboką więź z naszym Stwórcą i Odkupicielem i czynili ją fundamentem naszego życia. Tego z całą pewnością chce Matka Boża.

Prośmy Maryję, by Ta która jest najukochańszą Matką i doskonałym przykładem miłości okazywanej Chrystusowi, by Ona w nas otwierała się na dary Ducha Świętego, jakie dzisiaj zostaną udzielone. Prośmy Maryję, by te dary były przez nas właściwie przyjęte. Prośmy o łaskę przyjęcia tych darów przez cały Kościół, by cały Kościół mocą tych darów się odrodził. By Matka Boża przemieniała serca ludzkie stosownie do Bożego zamysłu. Dlatego również w drodze powrotnej nie chodzi tylko, żeby wrócić i odpocząć, ale żeby udzielone dary mogły być właściwie przyjęte. Droga powrotna jest równie ważna albo ważniejsza niż ta droga, która doprowadziła nas tutaj.

I jeszcze jedna refleksja związana z kongresem ruchów katolickich i nowych wspólnot, który się zakończył tego dnia. Poczułem się odpowiedzialny za to, co jest mi osobiście dane, za to, co jest dane nam wszystkim. Życie duchowością, która jest nam dana. Nie widzę podobnego daru w innych ruchach – one mają swoje zadanie, takie, do którego my się nie nadajemy. Ale nadajemy się do tego, by być niesionymi w ramionach Matki Bożej i by w ten sposób miłość nieść światu, by Duch Święty mógł nas przemieniać i przemieniać świat. Byśmy byli na tyle mali, by Matka Boża w nas żyła, by mogła przemieniać świat, byśmy tego oczekiwali i pragnęli. Poczułem się odpowiedzialny za wszystkie zmarnowane łaski, może wy też się tak poczujecie. Ale to nie powinno nas przytłaczać, powinniśmy bardziej ufnie oczekiwać wszystkiego od Boga. Problem polega na tym, by Matka Boża mogła te dary przyjmować, by przyniosły owoc, dzięki Jej otwarciu.



niedziela, 22 kwietnia 2012

Notatki z konferencji 13.05.2006

13.05.06, Warszawa

    Bóg przemawia do nas przez wydarzenia. A jakie są te ostatnie wydarzenia? – Ruch został zaproszony poprzez Radę Papieską do spraw Świeckich, tzn. poprzez przewodniczącego Papieskiej Rady, który występuje w imieniu Papieża. Zaproszenie, by Ruch włączył się w czuwanie modlitewne w przeddzień Zesłania Ducha Świętego.
Spróbujmy na to wydarzenie spojrzeć w świetle wiary.

    Apostołowie oczekując na zesłanie Ducha Świętego, przez 9 dni modlili się z Matką Bożą. Wszystko zostawili, nic ich nie interesowało, dlatego, że miał przyjść Duch Pana. Nic ważniejszego nie istniało dla nich. 9 dni jedności, modlitwy z Maryją w oczekiwaniu na zrodzenie Kościoła, na dary Ducha Świętego, które miały uzdolnić do przyjęcia łask, jakimi Bóg chciał ich obdarzyć.

Duch obecny w Kościele sprawia, że możemy się modlić, możemy wyznać z wiarą: Panem moim jest Chrystus. Niemożliwym byłoby istnienie Kościoła bez Ducha Świętego. Niemożliwym byłoby nasze życie chrześcijańskie bez Ducha Świętego. Niemożliwy byłby jakikolwiek sakrament bez Ducha Świętego.
Rokrocznie Kościół świętuje zesłanie Ducha Świętego. Kościół przez 9 dni modli się o łaski otwarcia na dary Ducha Świętego. W świetle wiary postrzegamy, że zesłanie Ducha Świętego uobecnia się. Uobecnia się to, co miało miejsce 2 tys. lat temu. Duch Święty zstępuje na Kościół.

W świetle wiary, zaproszenie Ruchu do udziału w modlitwie oczekiwania jest łaską. Skoro w Ruchu są ludzie dążący do świętości, to wszyscy członkowie powinni włączyć się w modlitwę Kościoła i przez 9 dni oczekiwać na te dary Ducha Świętego. Ze względów praktycznych trudno jest to przeprowadzić tak, jak byśmy chcieli. Ale oto Matka Boża daje nam wspaniały dar w postaci pielgrzymki do Rzymu. Będziemy próbowali już od piątku przed Wniebowstąpieniem Pańskim modlić się i oczekiwać na dary Ducha Świętego. A punktem kulminacyjnym będzie modlitwa w autokarach – program na pielgrzymkę w oparciu o Zeszyty 44 i 45. Ukazały się one teraz. Duch Święty chciał, aby one były przygotowaniem dla nas i tym, co pozwoli w drodze powrotnej korzystać z tych darów. Są to zeszyty Maryjne.

Matka Boża, która przygotowywała Apostołów na przyjęcie darów Ducha Świętego – Ona jedna była łaski pełna, Ona jedna Go znała. Dlatego Ona jedna najdoskonalej umiała ich przygotować. I ta sama Matka Boża chce nas przygotować na zesłanie Ducha Świętego.

Jeżeli nie możesz ze względów praktycznych oczekiwać przez 9 dni, to spróbuj (zwłaszcza, jeśli jest to dla ciebie wykonalne, jeśli pozwala ci zdrowie i środki finansowe, jakich Bóg ci udziela) włączyć się w tę pielgrzymkę, gdzie rozważając treści zeszytów będziemy się otwierali na Matkę Bożą (na to szczególne narzędzie), która chce nas przygotować na ten szczególny moment.

Tę pielgrzymkę do Rzymu należy traktować jako dar od Pana Boga. Pan Bóg ulitował się nad nami i chce, byśmy nie zmarnowali kolejnego zesłania Ducha Świętego. On chce nas ubogacić Sobą, przemienić, uświęcić. Pielgrzymka jest dla nas środkiem dla naszego uświęcenia. Oczywiście ci, którzy nie mogą pojechać, niech się włączą duchowo w tę pielgrzymkę do Serca Kościoła, jakim jest Rzym. Do udziału w tej pielgrzymce warto zachęcić nie tylko członków Ruchu, bo byłoby to szczytem egoizmu, gdybyśmy chcieli te łaski zachować dla siebie.
My wiemy, jak Pan Bóg bardzo nas kocha przez Maryję, jak bardzo Matka Boża jest obecna w naszym życiu i chce nas przygotować na zesłanie Ducha Świętego. Ale powinniśmy podzielić się tym bogactwem z tymi, którzy jeszcze nie otrzymali tej łaski. Możemy ich zaprosić do udziału w tej pielgrzymce. Możemy im powiedzieć: wyruszamy do stolicy św. Piotra, by wspólnie modlić się z Papieżem, by wspólnie oczekiwać na dary Ducha Świętego; pielgrzymka Papieża do Polski trwa krótko i ta pielgrzymka może być sposobem, by po raz kolejny dalej się z nim modlić.

Z punktu widzenia Ruchu, bardzo ważnym elementem będzie nocna wspólna modlitwa w jednym z kościołów rzymskich. I tam będziemy oczekiwać na dary Ducha Świętego.
Potraktujmy tę pielgrzymkę jako dar Pana Boga. I jeśli ktoś myśli, że to dużo kosztuje, to niech się zastanowi na co warto wydawać pieniądze. Przecież Bóg daje nam środki finansowe, by służyły naszemu uświęceniu w pierwszej kolejności. Czy nie warto tych pieniędzy przeznaczyć na pielgrzymkę...

Gdybyśmy mieli wiarę, to tej nocy mogłyby się takie łaski rozlać nad Kościołem, że ludzie by się masowo nawracali na całym świecie. Gdybyśmy mieli wiarę! Matka Boża jest z nami i będzie z nami. Będzie nas przygotowywać na otwarcie się na dary Ducha Świętego. Pielgrzymka i nocne czuwanie będzie dla nas okazją, by jeszcze bardziej otworzyć się na Nią, by wspólnie z Nią oczekiwać na ten zalew łask.

Brońmy się przed myśleniem o tej pielgrzymce bez wiary. Myślenie bez wiary jest straszne! Jeżeli myślisz, że to jest kolejna akcja – to nie jedź na tę pielgrzymkę, bo nie warto, bo w ogóle z niej nie skorzystasz, bo nie nawrócisz się. Wyruszaj na tę pielgrzymkę z wiarą, bo to wikariusz Chrystusa nas zaprasza. Jeżeli patrzymy na to w świetle wiary, że jest to zaproszenie Pana Boga poprzez Papieża; jeśli to Pan Bóg mnie zaprasza, bo chce mnie ubogacić Swoimi łaskami – to wówczas udział w pielgrzymce nabiera zupełnie innego charakteru. To nie jest jakaś tam pielgrzymka. Pielgrzymek jest wiele, ale ta jest wyjątkowa. Jest wyjątkowa ze względu na wyjątkowy okres liturgiczny, ze względu na materiały, jakie Pan Bóg nam daje, które bezpośrednio wskazują na Maryję, jako Tę, która chce nas przygotować na zesłanie Ducha Świętego. Jest wyjątkowa ze względu na to, kto nas zaprasza i z kim i gdzie będziemy się wspólnie modlić. Nie zmarnujmy szansy, jaka się przed nami otwiera. Potraktujmy to jako zaproszenie samego Pana Boga, skierowane do nas poprzez Papieża.
Dlatego zachęcam do zaangażowania się w tę pielgrzymkę. Jeśli ktoś nie może, niech duchowo się łączy i skorzysta z łask. A jeśli może, to niech właściwie użyje środków finansowych, jakie Pan Bóg dał mu do administrowania. Pieniądze nie są nasze. Pan Bóg nas rozliczy, czy wydaliśmy pieniądze na to, co uświęca, czy też woleliśmy wzgardzić kolejną szansą i przeznaczyć pieniądze na to, co mól i rdza zniszczy prędzej czy później.

niedziela, 8 kwietnia 2012

poniedziałek, 12 marca 2012

Notatki z homilii 13.05.2006

13.05.2006r., Warszawa

Ciągle powracamy do katechezy wielkanocnej Kościoła – przewija się w niej ciągle motyw prawdy o tych, którzy doprowadzili do śmierci Jezusa. Zarówno św. Paweł jak i św. Piotr mówią, że są winni Jego śmierci, ale zarazem wielokrotnie pada podkreślenie, że nie byli w pełni świadomi. Takie postawienie sprawy przez tych, którzy są filarami Kościoła jest podejściem całkowicie duchowym. Przecież Jezus Chrystus był dla nich wszystkim, ośrodkiem życia i nadziei. Jego strata była stratą wszystkiego. W rozwijającym się Kościele ta strata została czymś zastąpiona – działanie Ducha Świętego zastąpiło fizycznie samego Jezusa. Stąd patrzą na życie inaczej, oparcie jakim był Jezus żyjący wśród nich zostało zastąpione życiem wiary.

Apostołowie w tym czasie doświadczyli nocy zmysłów. Ten czas, w którym nie było Pana, w którym oczekiwali na zesłanie Ducha Świętego był czasem ich oczyszczenia i przemiany duchowej.
Widzenie roli zbawienia dla każdego człowieka sprawia, że ich spojrzenie na świat, na ludzi, na oprawców Jezusa jest inne, ale także ich życie jest inne. Ta strata została zastąpiona przez Ducha Świętego – jest to pewien model, do którego zmierzamy. Taka przemiana musi się w nas dokonać, w naszym życiu, aby było prawdziwie drogą do Boga, aby było prawdziwie apostolskie. Możemy ciągle patrzeć na życie Apostołów i widzieć tę nieskończoną odległość, jaka dzieli nas od ich postawy, ale nie po to, aby się smucić, ale aby głęboko pragnąć nawrócenia.

W czytaniach jest mowa o niebie, o szczęściu wiecznym – jest niezwykle ważne, żebyśmy zobaczyli w niebie cel naszego życia, aby niebo stawało się coraz bardziej konkretne, coraz bliższe. To nie może się stać bez pewnego dystansu, bez doświadczenia goryczy w życiu, abyśmy odkryli, że ono jest bardziej realne, doskonałe i wieczne.
Wiemy, jak to jest trudne, bo bardzo konkretne jest to życie tutaj, na ziemi, ma siłę przyciągania.

Każdy wybór jest wyborem albo doczesności, albo siebie, albo Boga. Egoizm wybiera święty spokój, nie Boga.
Tęsknota za niebem, za zbawieniem, za szczęściem, za przebywaniem z Bogiem musi w nas narastać. Wszystko, co pomaga nam posmakować Boga (nie chodzi o emocje, ale o wolę, rozum), doświadczenie Jego słodyczy – to pozwoli nam łatwiej wybierać Jego, a nie doczesność, nie ograniczenia, czy przeszkody. W naszych wyborach dotyczących modlitwy czy miłości często wybieramy mniejsze dobro, gdyż ono jest łatwiejsze. Chodzi o to, aby wybierać Boga, a wszystko inne będzie nam dodane.

Sprawujemy Najświętszą Ofiarę – to jest chwila, kiedy wieczność jest bliżej, gdyż Eucharystia jest zanurzona w Liturgii niebieskiej. Są to znaki, ale chodzi o to, żeby poprzez te znaki nastąpiło odkrycie, że uwielbienie Boga jest najważniejsze i ono przemienia całą doczesność, nakierowuje ją na Boga. Jesteśmy trochę w sytuacji Tomasza Apostoła, który, żyjąc w bliskości z Panem Jezusem, pyta Go, dokąd idzie i jaka jest droga. Ciągle słyszymy słowa i nie możemy ich usłyszeć.

Problem jest w tym, że pewna wiedza nie przekłada się na życie. Jakby była ciągła obawa straty swojego życia. Ten czas świętej celebracji Eucharystycznej jest dany po to, by dokonało się głębsze poznanie Boga, by narastało w nas pragnienie obcowania z Bogiem, by wola była coraz bardziej nastawiona na Niego, mimo oporu, wręcz niechęci starego człowieka, by umierać.

Eucharystia pozwala nam coraz bardziej zaakceptować swoją przemianę, która jest drogą w nieznane, pewną ciemność Boga, która nas odpycha, ale i pociąga.

Stańmy z otwartym sercem, pragnąc, by On dokonał tej przemiany, by pociągnął naszą wolę, by powstał w nas uparty wybór wybierania ciągle Jego i tylko Jego jako Pierwszego w każdej chwili życia.

piątek, 9 marca 2012

Notatki z Konferencji 31.03.2006

31.03.2006, Warszawa

Słowa konsekracji, które słyszymy podczas każdej Mszy św., kończą się szczególnym wyznaniem: „Oto wielka tajemnica wiary”. Jakby Bóg sam chciał nam przypomnieć, że przez wiarę i tylko przez wiarę możemy się spotkać. To szczególne spotkanie.

Gdybyśmy zobaczyli oczami wiary to wydarzenie, jakim jest Eucharystia, musiałoby ono zostawić w nas ślad; coś mocnego, coś trudnego. Mamy Kogoś, Kto jest Czystą Miłością...

Jak wielki szok musieli przeżyć pierwsi rodzice, gdy tracili raj, niebo; gdy po grzechu stali się nagle jednymi z wielu stworzeń pełnymi lęku. Stracili dom, gdzie mieli pełne poczucie bezpieczeństwa, cieszyli się pełnią obecności Boga.
Tak wielki szok, że ludzie do dzisiaj to pamiętają we wszystkich religiach.

Ale to wszystko jest nic, bo jakże większy jest szok, gdy człowiek spotyka się z Miłością Pana Boga. Spotkanie z tą Miłością może zmienić wszystko. Bóg, który jest samą Miłością i samą Mocą z miłości do nas umiera. Zobaczenie oczami wiary prawdy o Eucharystii musi wywołać szok i to szok, który naprawdę pozostawia ślad.

Człowiek obdarzony tak wielką miłością chce odpowiedzieć na tę Miłość – coś go przynagla, popycha, ale zarazem doświadcza, że nie odpowiada na tę Miłość, że jest w nim jakiś opór, słabość, że jego natura może chcieć i nie chce jednocześnie oddać się Bogu.

Nie chcieć, nie móc, nie potrafić odpowiedzieć na tak wielką Miłość - takie doświadczenie człowieka wywołuje w nim straszliwe rozdarcie; coś, co go strasznie boli. Bóg, który oddaje się do końca i on, który nie czyni tego. To głębokie rozdarcie człowieka, który spotyka Miłość przekraczającą wszystko, sprawia, że w takiej sytuacji człowiek nie może żyć. Musi wołać o Maryję: „Maryjo, żyj we mnie, bo ja nie mogę tak żyć, odpowiadaj za mnie i za mnie oddawaj się Panu”.

Człowiek chce odpowiedzieć na tę Miłość, bo jest to w jego naturze, która nie jest do końca zła, ale im bardziej doświadcza tej szalonej, niepojętej, zdumiewającej Miłości, tym bardziej ten opór wobec łaski wywołuje ból duszy, nienawiść do zła – skruchę człowieka. Taki człowiek staje się samym wołaniem do Maryi.

Gdybyśmy mieli wiarę, zobaczylibyśmy, że żyjemy i poruszamy się w Bogu, że wszystko od Niego zależy i powiązane jest z tym szczególnym darem, jakim jest Eucharystia. Wtedy relacja do drugiego człowieka też by się zmieniła. Chrystus w tym drugim człowieku stałby się taki realny; chcielibyśmy mu służyć - gdybyśmy mieli wiarę i z taką wiarą przyjmowali Eucharystię...
Amen

czwartek, 8 marca 2012

Notatki z homilii 31.03.2006

31.03.2006, Warszawa

W świetle dzisiejszej Ewangelii widzimy, że Chrystus – Syn Boży, jest Jedynym Sprawiedliwym, zakochanym w woli Ojca.
Żydzi chcieli Go zabić – ci, którzy w swoim mniemaniu byli sprawiedliwi, uważali się za wiernych i pobożnych, porządnych i doskonałych – właśnie ci chcieli zabić Jedynego Sprawiedliwego. Właśnie dlatego, że uważali się za sprawiedliwych nie byli w stanie przyjąć Jedynego Sprawiedliwego.

Kiedy chcemy być porządni, doskonali przed Bogiem - nie chcemy być obdarowani Jego łaską przebaczenia i miłosierdzia. Bo sam jestem doskonałym i wielkim. W ten sposób przekonując siebie, że taki jestem, zabijam Go w sobie i odrzucam dar Jego Ofiary.
Aby przyjąć dar Chrystusa trzeba uznać prawdę o sobie i zobaczyć siebie oczami Pana Jezusa.

Nie tylko grzech zabija Sprawiedliwego w naszych duszach, ale życie jakby Boga nie było, nasze szukanie niezależności - są to inne formy odrzucenia Chrystusa, zabijania Go w sobie, odrzucania Jego łaski.

Jak bardzo potrzebujemy wiary w miłość Maryi do nas, aby nie chcieć być porządnym przed Bogiem, ale zapragnąć przebaczenia...To w Ramionach Maryi będzie możliwe, jak możliwe było w przypadku Juana Diego.

Jest tyle form naszej nieporządności, ale ich często nie widzimy, bo boimy się spojrzeć na siebie w prawdzie, bo nasze pragnienie by być porządnym, zaślepia nas.

Dzięki Maryi, dzięki życiu orędziem Matki Bożej z Guadalupe to stanie się możliwe dla nas - pragnienie życia w prawdzie, wybieranie pokory i skruchy, bo „Pan zawsze blisko dla skruszonych w sercu”.
Amen